- W d... se kremy wcierają, ale żeby o rozum zadbać, to nie! - taką oto najkrótszą recenzję filmu "Jak pozbyć się cellulitu" można usłyszeć z ekranu. Czyżby inteligentny reżyser Andrzej Saramonowicz, niegdyś współautor "Ciała", "Testosteronu" i "Lejdis", chciał nas samokrytyką swojego debiutu uśpić? Raczej obłaskawić dobrym trafieniem w sedno. Doceńmy to!
Pierwszym zaskoczeniem tego kolejnego, polskiego "arcydzieła" jest jego współprodukcja: to Warner Bros podpisał umowę z reżyserem. I to podpisał, podobno, na trzy filmy. Ten jest dopiero pierwszy. Czy doświadczona marka amerykańska wiedziała, co robi?
Zaskoczeniem drugim jest tytuł filmu. Bo choć część akcji odbywa się w SPA, gdzie zabiegom upiększającym poddają się dwie młode i piękne dziewczyny,
a masuje, klepie i naciera je trzecia dziewczyna, również piękna i młoda - to przecież nie o cellulit tu chodzi, ale o szaleństwo.
Aktorki biegają po ekranie, rzucają się do walki i wszędzie węszą zbrodnie, przechytrzając domniemanego mężczyznę - krwiopijcę, który w podziemnych klatkach wyciska podobno z kobiet krew, by zasilić producentów kremów.
A więc sprawa jest ważna: chodzi w filmie o antyreklamę SPA! A zabiegi wywołują nie tylko halucynacje, ale także sprzyjają "nieczystości" języka. Piękne panie krzyczą przez cały film wulgaryzmami, traktując je jako jedyną formę komunikacji. Dobrze, że język angielski nie jest tak finezyjny jak polski, więc jeśli już Warner Bros będzie sobie chciał sprowadzić ten film do Stanów, to wszystkie monologi, dialogi i narracje zza ekranu będzie mógł zastąpić jednym popularnym angielskim słowem: tym na literę "f".
O czym właściwie jest ten film? Tego nikt nie wie i niech tak zostanie. Bo ważne jest coś innego: że to pierwszy od długiego czasu rodzimy produkt, który wypełnia postulat parytetu. Są piękne kobiety, które "twórczo" działają bezkarnie, prześladując jeszcze głupszych od siebie mężczyzn. W końcu jeden z nich się zbuntuje i wkroczy do akcji, chcąc przejąć inicjatywę, ale będzie już za późno!
Mała, rudowłosa i chaotyczna Dominika Kluźniak, wysoka i sztywna Maja Hirsch oraz zmienna jak kameleon Magdalena Boczarska wprawdzie nie grają, bo nie mają co grać, ale działają jak szalone. I to właśnie dzięki nim i niczego nierozumiejącym mężczyznom film jest bełkotliwy, nużący i efekciarski. I choć zaskakuje cytatami ze wszystkich możliwych filmów ("Pulp Fiction", "Szklana pułapka" i inne), to do końca nic nie wyłania się z jego chaosu.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Forum korzysta z plików cookies. Jeśli nie chcesz, by pliki cookies były
zapisywane na Twoim dysku zmień ustawienia swojej przeglądarki.
Kopiowanie materiałów bez zgody administracji zabronione. Administracja nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi użytkowników oraz materiały przez nich przesłane.
Witryna ma charakter informacyjny. Administracja nie ponosi żadnej odpowiedzialności za jakiekolwiek szkody spowodowane wykorzystaniem przez użytkownika informacji zawartych na forum.
Strona wygenerowana w 0,04 sekundy. Zapytań do SQL: 12