Jest kryzys, musi boleć - kolejka na masaz pol roku
: 2009-05-22, 11:31
Mieszkaniec Tarnobrzega przez cztery dni chodził ze złamaną ręką, bo nie mógł się doczekać wizyty
Czy takie chore sytuacje mogą stać się normą, także w naszych szpitalach? To zależy od tego, jak bardzo do serca wezmą sobie ostrzeżenia NFZ szefowie tutejszych placówek.
Fundusz napisał do dyrektorów szpitali i poradni: nie będziemy płacić za świadczenia udzielane pacjentom ponad ustalony w kontrakcie limit. Jeśli to ostrzeżenie adresaci potraktują bardzo poważnie, sytuacja, jaka spotkała pacjenta z Tarnobrzega, może nie być wyjątkiem. Tamtejszy szpital przez 4 dni nie przyjął chorego ze złamaną ręką, bo w poradni ortopedycznej wyczerpał się limit numerków do ortopedy.
- Nadwykonania nie wynikają z naszego widzimisię, ale z rzeczywistych potrzeb. Jeżeli kontrakt pozwala mi na przyjęcie 100 pacjentów, a zachoruje 110, to tych 10 mam odesłać do domu? A może do innego szpitala, który też odeśle ich z kwitkiem? - zastanawia się Krzysztof Motyl, zastępca dyrektora Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy.
- Problem w tym, że jak chory po drodze umrze, wina spadnie na lekarza i szpital, a nie na urzędnika z NFZ. Dlatego będziemy pracować tak, jak dotąd, a jeśli fundusz za nadwykonania nie zapłaci, będziemy się domagać pieniędzy przed sądem. Od 2003 roku mieliśmy już kilka takich spraw i wszystkie wygraliśmy. Pieniądze, choć z dwu-trzyletnim opóźnieniem, trafiały na nasze konto.
Ale nie wszystkie szpitale pójdą tą drogą. - Po pierwszym kwartale wartość nadwykonań sięgnęła już kilku milionów, ale też liczba pacjentów, w porównaniu z 2008 rokiem, wzrosła o 15 procent - wylicza Andrzej Motuk, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego im. Biziela. - Jeśli ta tendencja się utrzyma, szpital zacznie się niebezpiecznie zadłużać. Jako szef placówki nie mogę na to pozwolić. Ale nie mogę też odsyłać pacjentów z kwitkiem. Tych, których stan na to pozwala, będziemy zapisywać w kolejki, które tym samym na pewno się wydłużą.
Takie wieści muszą martwić chorych, którzy już dziś miesiącami czekają na wizytę u specjalisty. - Lekarz pierwszego kontaktu wysłał mnie do neurologa, bo ból w barku nie dawał mi zasnąć - opowiada Danuta Grzelak, bydgoszczanka. - Najbliższy termin wizyty za trzy miesiące. Nie mogłam tyle czekać i poszłam do neurologa ze skierowaniem w ręku. Grzecznie zapytałam, czy mnie przyjmie. Zgodził się i zapisał wiele zabiegów rehabilitacyjnych. Ale na masaż i naświetlania mam czekać ponad pół roku. I nie mam wyjścia, bo bez kolejki na rehabilitację się nie wcisnę. Czy to jest normalne?
Do lekarza po bydgosku
od 590 do 2634 (7 lat) dni poczekamy w kolejce po endoprotezę biodra, a stawu kolanowego od roku do 1652 dni
Czy takie chore sytuacje mogą stać się normą, także w naszych szpitalach? To zależy od tego, jak bardzo do serca wezmą sobie ostrzeżenia NFZ szefowie tutejszych placówek.
Fundusz napisał do dyrektorów szpitali i poradni: nie będziemy płacić za świadczenia udzielane pacjentom ponad ustalony w kontrakcie limit. Jeśli to ostrzeżenie adresaci potraktują bardzo poważnie, sytuacja, jaka spotkała pacjenta z Tarnobrzega, może nie być wyjątkiem. Tamtejszy szpital przez 4 dni nie przyjął chorego ze złamaną ręką, bo w poradni ortopedycznej wyczerpał się limit numerków do ortopedy.
- Nadwykonania nie wynikają z naszego widzimisię, ale z rzeczywistych potrzeb. Jeżeli kontrakt pozwala mi na przyjęcie 100 pacjentów, a zachoruje 110, to tych 10 mam odesłać do domu? A może do innego szpitala, który też odeśle ich z kwitkiem? - zastanawia się Krzysztof Motyl, zastępca dyrektora Szpitala Miejskiego w Bydgoszczy.
- Problem w tym, że jak chory po drodze umrze, wina spadnie na lekarza i szpital, a nie na urzędnika z NFZ. Dlatego będziemy pracować tak, jak dotąd, a jeśli fundusz za nadwykonania nie zapłaci, będziemy się domagać pieniędzy przed sądem. Od 2003 roku mieliśmy już kilka takich spraw i wszystkie wygraliśmy. Pieniądze, choć z dwu-trzyletnim opóźnieniem, trafiały na nasze konto.
Ale nie wszystkie szpitale pójdą tą drogą. - Po pierwszym kwartale wartość nadwykonań sięgnęła już kilku milionów, ale też liczba pacjentów, w porównaniu z 2008 rokiem, wzrosła o 15 procent - wylicza Andrzej Motuk, dyrektor Szpitala Uniwersyteckiego im. Biziela. - Jeśli ta tendencja się utrzyma, szpital zacznie się niebezpiecznie zadłużać. Jako szef placówki nie mogę na to pozwolić. Ale nie mogę też odsyłać pacjentów z kwitkiem. Tych, których stan na to pozwala, będziemy zapisywać w kolejki, które tym samym na pewno się wydłużą.
Takie wieści muszą martwić chorych, którzy już dziś miesiącami czekają na wizytę u specjalisty. - Lekarz pierwszego kontaktu wysłał mnie do neurologa, bo ból w barku nie dawał mi zasnąć - opowiada Danuta Grzelak, bydgoszczanka. - Najbliższy termin wizyty za trzy miesiące. Nie mogłam tyle czekać i poszłam do neurologa ze skierowaniem w ręku. Grzecznie zapytałam, czy mnie przyjmie. Zgodził się i zapisał wiele zabiegów rehabilitacyjnych. Ale na masaż i naświetlania mam czekać ponad pół roku. I nie mam wyjścia, bo bez kolejki na rehabilitację się nie wcisnę. Czy to jest normalne?
Do lekarza po bydgosku
od 590 do 2634 (7 lat) dni poczekamy w kolejce po endoprotezę biodra, a stawu kolanowego od roku do 1652 dni