Dyplom za pieniądze
: 2014-04-11, 09:34
Kolejny artykul inspirowany przez jedno z towarzystw fizjoterapeutow, gdzie znowu myla fizjoterapeutow z masazystami. W artykule jest wiele przejaskrawien, w mysl zasady "im bardziej sensacyjnie, tym lepiej sie sprzeda gazeta".
===========
Chcesz zostać fizjoterapeutą? Nic prostszego – wiele szkół, agencji pracy i firm doszkalających oferuje dyplom fizjoterapeuty, który można zdobyć w przystępnej cenie i szybko. Szkoda tylko, że za tym papierem nie idą potrzebne kwalifikacje do wykonywania zawodu.
Aby znaleźć takie oferty, nie trzeba długo szukać. Trzydniowy „kurs głębokiego masażu” w Krakowie można odbyć za 900 złotych. Jednodniowe warsztaty „badania stawu skokowego” w Szczecinie kosztują 175 złotych. Dwudniowa „kompleksowa fizjoterapia po mastektomii” w Poznaniu w cenie 850 złotych. W każdym przypadku uczestnik otrzymuje dyplom i jeśli tylko chce, może otworzyć swoją działalność.
Środowisko fizjoterapeutów pyta wprost: czy rzeczywiście można w tak krótkim czasie i w tak okrojonej formie zdobyć wiedzę niezbędną do tego, by skutecznie, a przede wszystkim bezpiecznie pomagać ludziom? Pseudofizjoterapeuci, nie komentując zasadności swojej pracy, dalej próbują „leczyć” pacjentów.
Wystarczy pięć dni, podczas których słuchacz będzie uczestniczyć w kilkugodzinnych wykładach i warsztatach albo ukończenie niewymagających studiów w jednej z prywatnych uczelni, aby móc pochwalić się dyplomem fizjoterapeuty. Problem w tym, że efekty jego pracy mogą być tragiczne w skutkach. Doktor Maciej Jaruga, konsultant województwa wielkopolskiego w dziedzinie fizjoterapii, podkreśla, że prawdziwy specjalista powinien zrobić wszystko, by pacjent po chorobie czy wypadku jak najszybciej powrócił do zdrowia.
Potwierdza to dr Maciej Krawczyk, członek zarządu Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska. – Nie powinno być tak, że stawiamy znak równości między osobą po takim kursie a profesjonalistą, który przez pięć lat nauki miał ponad pięć tysięcy godzin wykładów i ćwiczeń – podkreśla dr Krawczyk.
Jego zdaniem fizjoterapeuci coraz częściej nie są przygotowani, żeby pomagać pacjentom, a wykonywana przez nich niewłaściwa rehabilitacja może doprowadzić nawet do tragedii. By nie pozostać gołosłownym dr Maciej Krawczyk podaje przykłady: Maciej Rzepski to człowiek, któremu fizjoterapeuta amator pogruchotał kości, wykonując niewłaściwy masaż. Podając się za profesjonalistę, podczas zabiegu uszkodził pacjentowi rdzeń kręgowy. Obecnie mężczyzna korzysta z wózka inwalidzkiego. Katarzynie Wiatr pseudospecjalistka wykonała nieprawidłowy masaż, doprowadzając tym samym do niedrożności tętnicy i udaru. Od tamtej pory kobieta jest sparaliżowana i musi przebywać w zakładzie opiekuńczym w Toruniu. Kamila Górniak posłała swojego kilkuletniego syna do osoby podającej się za fizjoterapeutę. Jej dziecko chorowało na rdzeniowy zanik mięśni. Pseudospecjalista zastosował na nim swoje techniki, czym spowodował nieodwracalne zmiany w organizmie. Dopiero ten błąd pokazał, że kilkulatek od razu powinien był trafić do profesjonalnego fizjoterapeuty.
- To tylko kilka przykładów szkód, jakie powodują osoby podające się za fizjoterapeutów – zaznacza Maciej Krawczyk. Jak mówi, skala zjawiska jest coraz większa, a jego oddziaływanie coraz niebezpieczniejsze, więc problem staje się palący. Dr Maciej Jaruga szacuje, że w Polsce tylko 168 z 312 uczelni wyższych, które kształcą fizjoterapeutów, ma niezbędny atest. Pozostałe wydają dyplomy fizjoterapeutom, którzy nie zasługują na to miano.
– Problem polega na tym, że teraz każdy może nim zostać – mówi dr Maciej Jaruga. Lekarz przyznaje, że zdarza się, iż po fizjoterapii przeprowadzonej przez amatora część osób nie wraca już do zdrowia albo ich stan pogarsza się. To, że coraz trudniej znaleźć profesjonalistę, potwierdza też dr Maciej Krawczyk.
Jego zdaniem wyjścia z sytuacji są dwa: po pierwsze – wprowadzanie egzaminu państwowego, który sprawdzałby kompetencje osób po kursach, szkoleniach i szkołach, po drugie – ostrożność pacjentów. – Chorzy powinni być czujni i zawsze pytać o dyplomy, ukończone kursy i uczelnie. Powinni też wiedzieć, u kogo się leczą – uważa dr Maciej Krawczyk.
Obecnie w Polsce jest około 60 tysięcy fizjoterapeutów, którzy mają uprawnienia do wykonywania zawodu po ukończeniu studiów magisterskich (podczas których uczeń ma około pięć tysięcy godzin nauki) i licencjackich (około cztery tysiące godzin przygotowania do zawodu).
– W większości krajów europejskich to zawód medyczny, a jako taki podlega zaufaniu publicznemu – uważa doktor Maciej Krawczyk. Specjalista nie może zalecić niczego pacjentowi, nie będąc dyplomowanym lekarzem. Zwłaszcza że fizjoterapeuta jest zawodem szalenie odpowiedzialnym, gdzie lekarz wchodzi w dużą interakcję z pacjentem. Może jednocześnie pomóc i zrobić mu wielką krzywdę.
Tego samego zdania jest prof. Zbigniew Śliwiński, który zaznacza, że fizjoterapeuta to w Wielkiej Brytanii trzecia co do poziomu zaufania pacjentów profesja. Jako konsultant krajowy w dziedzinie fizjoterapii nazywa fizjoterapeutów po kilkutygodniowym lub nawet kilkudniowym szkoleniu wprost:
– To oszuści. Jak mówi, do drastycznych sytuacji będzie dochodziło nadal, dopóki Ministerstwo Zdrowia nie ureguluje nieprawidłowego stanu rzeczy. Jego zdaniem nawet w części krajów afrykańskich sytuacja jest bardziej ustabilizowana. Tymczasem polskie stowarzyszenie stara się o to już od 25 lat. – Proponujemy egzamin państwowy, podobny do lekarskiego, który wyrównałby poziom usług – podkreśla dr Maciej Krawczyk.
By w ogóle można było mówić o profesjonalizmie, osoba musi legitymować się dyplomem technika fizjoterapii (obowiązywał w latach od 1970 do 1982 r.), skończyć studia licencjackie lub magisterskie albo otrzymać dyplom specjalisty w dziedzinie fizjoterapii. Daje to łącznie siedem lat edukacji zakończonej egzaminem zawodowym. Studenci kierunku fizjoterapia w ramach studiów mają np. zajęcia z anatomii człowieka i poznają różne techniki masażu leczniczego.
Masaż oferują też fizjoterapeuci amatorzy. Problem w tym, że to tylko jedna z form leczenia schorzeń, która na dodatek może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Mimo to hochsztaplerzy z powodzeniem przyjmują pacjentów, bo ci wybierają takie gabinety, do których nie prowadzą gigantyczne kolejki. Najgorzej jest w małych miejscowościach, gdzie dostępność do specjalistów jest znacznie mniejsza.
Łatwiej wtedy o zdobycie zaufania dla nie do końca wyedukowanych rehabilitantów. Wszystko dlatego, że ich dostępność jest większa, co sprzyja mnożeniu się podobnych gabinetów. Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że w dziedzinie fizjoterapii panuje bałagan.
Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, dostrzega potrzebę uregulowania zasad wykonywania tego zawodu. Tłumaczy, że wykonywanie tego typu działalności leczniczej jest określone przepisami prawa. Jak widać nie do końca, skoro sam przyznaje, że w tak odpowiedzialnej społecznie grupie zawodowej może się zdarzyć, iż w gabinecie fizjoterapeutycznym świadczeń udzielają osoby, które nie mają właściwych kwalifikacji, np. ukończyły krótki i zwykle pobieżny kurs lub wykonują pewne czynności na zasadzie przyuczenia.
– Jedyne, co w tej sytuacji mogą zrobić inni fizjoterapeuci, to po koleżeńsku porozmawiać z tymi, którzy szargają dobre imię zawodu – radzi Krzysztof Bąk. Niestety, w rzeczywistości sytuacja najczęściej wygląda tak, że poszkodowane osoby raz na zawsze zrażają się do rehabilitacji i nie zgłaszają się już więcej, nawet do profesjonalnych gabinetów, a tym bardziej nie skarżą się na panujące nieprawidłowości.
Jak przypomina dr Maciej Krawczyk, ministerstwo trzyma ustawę w szufladzie już od marca ubiegłego roku. – Z niewiadomych powodów nic z tym dokumentem się nie dzieje, a pacjenci nadal cierpią.
===========
Chcesz zostać fizjoterapeutą? Nic prostszego – wiele szkół, agencji pracy i firm doszkalających oferuje dyplom fizjoterapeuty, który można zdobyć w przystępnej cenie i szybko. Szkoda tylko, że za tym papierem nie idą potrzebne kwalifikacje do wykonywania zawodu.
Aby znaleźć takie oferty, nie trzeba długo szukać. Trzydniowy „kurs głębokiego masażu” w Krakowie można odbyć za 900 złotych. Jednodniowe warsztaty „badania stawu skokowego” w Szczecinie kosztują 175 złotych. Dwudniowa „kompleksowa fizjoterapia po mastektomii” w Poznaniu w cenie 850 złotych. W każdym przypadku uczestnik otrzymuje dyplom i jeśli tylko chce, może otworzyć swoją działalność.
Środowisko fizjoterapeutów pyta wprost: czy rzeczywiście można w tak krótkim czasie i w tak okrojonej formie zdobyć wiedzę niezbędną do tego, by skutecznie, a przede wszystkim bezpiecznie pomagać ludziom? Pseudofizjoterapeuci, nie komentując zasadności swojej pracy, dalej próbują „leczyć” pacjentów.
Wystarczy pięć dni, podczas których słuchacz będzie uczestniczyć w kilkugodzinnych wykładach i warsztatach albo ukończenie niewymagających studiów w jednej z prywatnych uczelni, aby móc pochwalić się dyplomem fizjoterapeuty. Problem w tym, że efekty jego pracy mogą być tragiczne w skutkach. Doktor Maciej Jaruga, konsultant województwa wielkopolskiego w dziedzinie fizjoterapii, podkreśla, że prawdziwy specjalista powinien zrobić wszystko, by pacjent po chorobie czy wypadku jak najszybciej powrócił do zdrowia.
Potwierdza to dr Maciej Krawczyk, członek zarządu Stowarzyszenia Fizjoterapia Polska. – Nie powinno być tak, że stawiamy znak równości między osobą po takim kursie a profesjonalistą, który przez pięć lat nauki miał ponad pięć tysięcy godzin wykładów i ćwiczeń – podkreśla dr Krawczyk.
Jego zdaniem fizjoterapeuci coraz częściej nie są przygotowani, żeby pomagać pacjentom, a wykonywana przez nich niewłaściwa rehabilitacja może doprowadzić nawet do tragedii. By nie pozostać gołosłownym dr Maciej Krawczyk podaje przykłady: Maciej Rzepski to człowiek, któremu fizjoterapeuta amator pogruchotał kości, wykonując niewłaściwy masaż. Podając się za profesjonalistę, podczas zabiegu uszkodził pacjentowi rdzeń kręgowy. Obecnie mężczyzna korzysta z wózka inwalidzkiego. Katarzynie Wiatr pseudospecjalistka wykonała nieprawidłowy masaż, doprowadzając tym samym do niedrożności tętnicy i udaru. Od tamtej pory kobieta jest sparaliżowana i musi przebywać w zakładzie opiekuńczym w Toruniu. Kamila Górniak posłała swojego kilkuletniego syna do osoby podającej się za fizjoterapeutę. Jej dziecko chorowało na rdzeniowy zanik mięśni. Pseudospecjalista zastosował na nim swoje techniki, czym spowodował nieodwracalne zmiany w organizmie. Dopiero ten błąd pokazał, że kilkulatek od razu powinien był trafić do profesjonalnego fizjoterapeuty.
- To tylko kilka przykładów szkód, jakie powodują osoby podające się za fizjoterapeutów – zaznacza Maciej Krawczyk. Jak mówi, skala zjawiska jest coraz większa, a jego oddziaływanie coraz niebezpieczniejsze, więc problem staje się palący. Dr Maciej Jaruga szacuje, że w Polsce tylko 168 z 312 uczelni wyższych, które kształcą fizjoterapeutów, ma niezbędny atest. Pozostałe wydają dyplomy fizjoterapeutom, którzy nie zasługują na to miano.
– Problem polega na tym, że teraz każdy może nim zostać – mówi dr Maciej Jaruga. Lekarz przyznaje, że zdarza się, iż po fizjoterapii przeprowadzonej przez amatora część osób nie wraca już do zdrowia albo ich stan pogarsza się. To, że coraz trudniej znaleźć profesjonalistę, potwierdza też dr Maciej Krawczyk.
Jego zdaniem wyjścia z sytuacji są dwa: po pierwsze – wprowadzanie egzaminu państwowego, który sprawdzałby kompetencje osób po kursach, szkoleniach i szkołach, po drugie – ostrożność pacjentów. – Chorzy powinni być czujni i zawsze pytać o dyplomy, ukończone kursy i uczelnie. Powinni też wiedzieć, u kogo się leczą – uważa dr Maciej Krawczyk.
Obecnie w Polsce jest około 60 tysięcy fizjoterapeutów, którzy mają uprawnienia do wykonywania zawodu po ukończeniu studiów magisterskich (podczas których uczeń ma około pięć tysięcy godzin nauki) i licencjackich (około cztery tysiące godzin przygotowania do zawodu).
– W większości krajów europejskich to zawód medyczny, a jako taki podlega zaufaniu publicznemu – uważa doktor Maciej Krawczyk. Specjalista nie może zalecić niczego pacjentowi, nie będąc dyplomowanym lekarzem. Zwłaszcza że fizjoterapeuta jest zawodem szalenie odpowiedzialnym, gdzie lekarz wchodzi w dużą interakcję z pacjentem. Może jednocześnie pomóc i zrobić mu wielką krzywdę.
Tego samego zdania jest prof. Zbigniew Śliwiński, który zaznacza, że fizjoterapeuta to w Wielkiej Brytanii trzecia co do poziomu zaufania pacjentów profesja. Jako konsultant krajowy w dziedzinie fizjoterapii nazywa fizjoterapeutów po kilkutygodniowym lub nawet kilkudniowym szkoleniu wprost:
– To oszuści. Jak mówi, do drastycznych sytuacji będzie dochodziło nadal, dopóki Ministerstwo Zdrowia nie ureguluje nieprawidłowego stanu rzeczy. Jego zdaniem nawet w części krajów afrykańskich sytuacja jest bardziej ustabilizowana. Tymczasem polskie stowarzyszenie stara się o to już od 25 lat. – Proponujemy egzamin państwowy, podobny do lekarskiego, który wyrównałby poziom usług – podkreśla dr Maciej Krawczyk.
By w ogóle można było mówić o profesjonalizmie, osoba musi legitymować się dyplomem technika fizjoterapii (obowiązywał w latach od 1970 do 1982 r.), skończyć studia licencjackie lub magisterskie albo otrzymać dyplom specjalisty w dziedzinie fizjoterapii. Daje to łącznie siedem lat edukacji zakończonej egzaminem zawodowym. Studenci kierunku fizjoterapia w ramach studiów mają np. zajęcia z anatomii człowieka i poznają różne techniki masażu leczniczego.
Masaż oferują też fizjoterapeuci amatorzy. Problem w tym, że to tylko jedna z form leczenia schorzeń, która na dodatek może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Mimo to hochsztaplerzy z powodzeniem przyjmują pacjentów, bo ci wybierają takie gabinety, do których nie prowadzą gigantyczne kolejki. Najgorzej jest w małych miejscowościach, gdzie dostępność do specjalistów jest znacznie mniejsza.
Łatwiej wtedy o zdobycie zaufania dla nie do końca wyedukowanych rehabilitantów. Wszystko dlatego, że ich dostępność jest większa, co sprzyja mnożeniu się podobnych gabinetów. Ministerstwo Zdrowia przyznaje, że w dziedzinie fizjoterapii panuje bałagan.
Krzysztof Bąk, rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia, dostrzega potrzebę uregulowania zasad wykonywania tego zawodu. Tłumaczy, że wykonywanie tego typu działalności leczniczej jest określone przepisami prawa. Jak widać nie do końca, skoro sam przyznaje, że w tak odpowiedzialnej społecznie grupie zawodowej może się zdarzyć, iż w gabinecie fizjoterapeutycznym świadczeń udzielają osoby, które nie mają właściwych kwalifikacji, np. ukończyły krótki i zwykle pobieżny kurs lub wykonują pewne czynności na zasadzie przyuczenia.
– Jedyne, co w tej sytuacji mogą zrobić inni fizjoterapeuci, to po koleżeńsku porozmawiać z tymi, którzy szargają dobre imię zawodu – radzi Krzysztof Bąk. Niestety, w rzeczywistości sytuacja najczęściej wygląda tak, że poszkodowane osoby raz na zawsze zrażają się do rehabilitacji i nie zgłaszają się już więcej, nawet do profesjonalnych gabinetów, a tym bardziej nie skarżą się na panujące nieprawidłowości.
Jak przypomina dr Maciej Krawczyk, ministerstwo trzyma ustawę w szufladzie już od marca ubiegłego roku. – Z niewiadomych powodów nic z tym dokumentem się nie dzieje, a pacjenci nadal cierpią.