To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum.e-Masaz.pl
Internetowe forum o masażach, fizjoterapii, odnowie biologicznej i spa. Forum masażu. Forum masaże. Forum masaż. Forum spa. Forum masaze. Forum rehabilitacja. Forum fizjoterapia. Forum masażystów. Forum masażysty. Fizjoterapia forum, Rehabilitacja forum

Artykuły o zdrowiu. Porady zdrowotne - Mięśnie dna miednicy nie ćwiczą na pilatesie

massagewarsaw - 2017-06-14, 13:01
Temat postu: Mięśnie dna miednicy nie ćwiczą na pilatesie
Cztery lata temu robiłam badania na temat barier w szukaniu pomocy przez kobiety. Okazało się, że najdłuższy czas, jaki upłynął od zauważenia objawów do decyzji o leczeniu, wynosił 20 lat! Dlaczego? - rozmowa z założycielką fundacji Force Feminite

Kobiety się wstydzą?

Ogromnie. Wkładają ciemne ubrania, żeby nie było widać plam, kupują wkładki, unikają sportu. I... nie idą do lekarza. W Polsce nikt nie zrobił dokładnych badań, ile kobiet cierpi na nietrzymanie moczu. Na podstawie danych zachodnich, gdzie problem został rozpoznany, możemy szacować, że dotyka około 30 proc. populacji żeńskiej, a więc pewnie ok. 3,5 mln Polek. Przy czym dotyczy nie tylko osób starszych, ale również 10-15 proc. w wieku 20-30 lat.

A nie chodzi o kobiety 45 plus?

Po 50 r.ż. z powodu nietrzymania moczu cierpi co druga kobieta, ale to właśnie te młodsze wstydzą się najbardziej. Profilaktyka jest znikoma. Fundacja Force Feminite, którą założyłam, rekrutowała uczestniczki do badań pod hasłem: „Odkryj siłę swojej kobiecości. Potęga mięśni dna miednicy”. Zgłosiło się dużo młodych kobiet. Te, które chciały skorzystać z programu profilaktycznego, twierdziły w kwestionariuszu, że nie mają żadnych objawów nietrzymania moczu. Dopiero w trakcie rozmowy okazywało się, że podczas wysiłku, kaszlu, kichania ten problem występował.

Cztery lata temu robiłam badania na temat barier w szukaniu pomocy przez kobiety. Okazało się, że najdłuższy czas, jaki upłynął od zauważenia objawów do decyzji o leczeniu, wynosił 20 lat! Średnio panie czekały około dziewięciu, żeby trafić do lekarza. Dlaczego? Bo nikt ich nie informował, że to można leczyć. Największymi barierami był wstyd, przekonanie, że to stan normalny, który sam przejdzie, i strach przed operacją.

Ale zmienia się społeczne postrzeganie tego problemu. W tym roku na olimpiadzie po raz pierwszy przebadano zawodniczki pod kątem tej dolegliwości.

Coraz więcej badań wskazywało, że problem dotyczy też kobiet zawodowo uprawiających sport. Dlatego ICS (International Continence Society), globalna organizacja dążąca do poprawy jakości życia osób dotkniętych nietrzymaniem moczu, której jestem członkiem, postanowiła bliżej przyjrzeć się tej kwestii wśród sportsmenek. Badania przeprowadzane na olimpiadzie są w trakcie opracowywania – wszyscy czekamy na wyniki.

Problem z mięśniami dna miednicy jest jeden i podstawowy: nie widać ich.

Tak. Są głęboko i bez odpowiednich instrukcji wyczuwamy je tylko intuicyjnie. Kobiecie trudno jest ocenić, czy są napięte, czy rozluźnione. Z jaką siłą je aktywować, w jakich interwałach, żeby trening był bezpieczny i dawał długotrwałe efekty.

Ważna kwestia jest jeszcze taka, żeby nie nazywać ich „mięśniami Kegla”.

Dlaczego?

Mięśnie Kegla to określenie popkulturowe, modne, chwytliwe, ale nie oddaje złożoności tej struktury.
Prawda jest taka, że 70 lat temu dr Arnold Kegel, amerykański lekarz ginekolog, pierwszy raz je opisał. Ale – uwaga! – opisał jeden mięsień – łonowo-guziczny (część mięśnia dźwigacza odbytu). I chociaż zasługi Kegla są nie do przecenienia (stworzył podstawy rehabilitacji mięśni, zauważył, że ćwiczenia zmniejszają objawy nietrzymania moczu), to dopiero późniejszy rozwój nauki pokazał, że tych mięśni jest więcej i nie pracują w oderwaniu od innych części naszego ciała. Nazwano je całościowo – mięśniami dna miednicy. To kobiece centrum dowodzenia.

Uważa się, że dużo ćwiczące dziewczyny nie mają kłopotów z tymi mięśniami.

Byłoby to zbyt proste. Na całym świecie zrobiono wiele badań, z których wynika, że biegaczki, koszykarki, siatkarki, kobiety ćwiczące balet czy taniec mają ogromne kłopoty z nietrzymaniem moczu. Kiedy norweska badaczka Karin Bo kilka lat temu przebadała 1473 instruktorów z trzech największych centrów fitness, była bardzo zdziwiona. Okazało się, że ponad 26 proc. instruktorek fitness i niemal 26 proc. nauczycielek jogi i pilatesu ma objawy nietrzymania moczu. I – co ciekawsze – te wyniki niczym się nie różniły od średniej w populacji ćwiczących i niećwiczących kobiet.
W Brazylii porównano kobiety ćwiczące pilates z kobietami prowadzącymi siedzący tryb życia i okazało się, że jeżeli chodzi o mięśnie dna miednicy, nie ma żadnej różnicy! To mit, że kobiety uprawiające sport mają wydolne mięśnie dna miednicy, często jest odwrotnie. Biegaczki, koszykarki, baletnice, nie mówiąc już o kobietach dźwigających ciężary, skarżą się na nietrzymanie moczu.

Dlaczego?

Generowanie prawidłowego skurczu mięśni głębokich dna miednicy, ich aktywacja (zaciskanie i unoszenie) oraz rozluźnianie, wymaga specjalnego treningu, najlepiej w obecności fizjoterapeuty. To, że kobieta ma świetne mięśnie brzucha (może mieć nawet tzw. sześciopak), nie oznacza, że ma wydolne mięśnie dna miednicy. Co więcej, raczej na pewno będzie miała kłopoty z zaciskaniem i rozluźnianiem tych mięśni, ponieważ ćwiczy tylko mięśnie zewnętrzne. Ideałem byłoby wytrenować ćwiczenie mięśni brzucha równocześnie z aktywowaniem mięśni dna miednicy i wykonywanie ćwiczeń np. na siłowni w sposób bezpieczny dla tych mięśni.

Każda aktywność sportowa działa negatywnie na mięśnie dna miednicy?

Podczas biegania, wysiłkowych aktywności sportowych, ale także podczas kaszlu, podnoszenia dziecka może dochodzić do niekontrolowanego wzrostu ciśnienia śródbrzusznego, co w pierwszej kolejności będzie rekrutowało do pracy szybkie włókna mięśniowe o małej odporności na zmęczenie i zaburzało prawidłową funkcję mięśni dna miednicy.

Kobiety uprawiające sport powinny dbać nie tylko o siłę mięśni dna miednicy, ale też o wytrzymałość i koordynację mięśniową w tym rejonie. I nauczyć się wykonywać inne ćwiczenia, tak aby chronić dno miednicy.
Nie chcę, by to zabrzmiało, że zniechęcam kobiety do sportu, wręcz przeciwnie – sama biegam półmaratony. Chodzi o świadomość, że te mięśnie są ważne i wymagają ćwiczeń.

A co z tak popularnymi kulkami gejszy?

Trzeba wiedzieć, jak z nimi ćwiczyć. Niedopuszczalne jest chodzenie z kulkami przez wiele godzin. Wówczas mięśnie dna miednicy są przetrenowane. Z kulkami jest jeden podstawowy kłopot: kobieta nie jest w stanie ocenić, czy jej mięśnie są rozluźnione, czy napięte. Może to zrobić ginekolog lub fizjoterapeuta podczas wizyty. Wiele kobiet pod wpływem stresu mimowolnie napina mięśnie dna miednicy. Jedna z moich pacjentek dużo podróżowała, miała zaciśnięte mięśnie z powodu nieustannego stresu podróżnego.

Jeżeli w fazie napiętych mięśni zaaplikujemy sobie kulki gejszy – mięśnie po prostu będą szalenie przeciążone. Kobiety gromadzą stres właśnie w okolicy miednicy. Nawet małe dziewczynki. Mało kto wie, że także małe dzieci leczy się na nietrzymanie moczu. Jednym z powodów może być np. zbyt szybkie zmuszanie dziewczynek do siadania na nocniku. Dziewczynki mimowolnie blokują mięśnie. Z tego powodu lepiej uczyć je korzystania z nocnika dopiero po ukończeniu drugiego roku życia.

Przypuśćmy, że zauważyłam u siebie nietrzymanie moczu. Co powinnam zrobić?

Zgłosić się do lekarza. Najlepiej do ginekologa lub urologa, który współpracuje z fizjoterapeutą specjalizującym się w kobiecej rehabilitacji. Lekarz określi, czy problem jest w uszkodzonych więzadłach, przyczepach, czy włóknach mięśniowych, czy jest to coś poważniejszego.

Fizjoterapeuta nauczy kobietę prawidłowej aktywacji mięśni. Sprawdzi, czy potrafi wykonać izolowany skurcz, a także czy składa się on z dwóch niezbędnych komponentów: najpierw podniesienie, a dopiero później zaciskanie. Bardzo ważne jest również skoordynowanie aktywacji mięśni dna miednicy z oddechem i mięśniami głębokimi brzucha, a także obserwacja kobiety podczas wykonywania skurczu. Często panie napinają wszystkie mięśnie i na ich twarzach pojawia się grymas. A twarz powinna zostać nieruchoma.

Ale kobiety nie pójdą do lekarza, bo się wstydzą, nie będą ćwiczyć w gabinecie.
Stąd zrodził się pomysł mojego start-upu PelviFly (www.pelvifly.com). Ma umożliwić trening w intymnych warunkach domowych, ale pod opieką specjalisty. To pomysł platformy telemedycznej opartej na ćwiczeniach wykorzystujących elektroniczny tampon (sondę dopochwową). Jest on połączony z aplikacją na urządzeniu mobilnym. Pacjentka i specjalista równocześnie widzą efekty ćwiczeń na ekranie telefonu, co daje pewność, że trening wykonywany jest prawidłowo. To ważne, bo z badań amerykańskich wynika, że tylko 30 proc. kobiet ćwiczących mięśnie dna miednicy robi to właściwie.

Mam się zgłosić do fizjoterapeuty, ale przecież w Polsce nie ma standardów leczenia.
Polskie Towarzystwo Ginekologiczne zaleca najpierw leczenie zachowawcze (rehabilitacja i farmakoterapia), a w przypadku niepowodzenia – bardziej inwazyjne metody. Przy czym – uwaga! – operacja jest finansowana przez NFZ, ale profilaktyka, rehabilitacja – już nie jest.

Nie ma jednego standardu ćwiczeń. Każdy fizjoterapeuta ma swoją metodę. Trzeba szukać dobrych specjalistów. W listopadzie rusza akcja profilaktyczna dla kobiet (www.cotrzecia.pl), która ma pokazać skalę problemu i sposoby radzenia sobie z nim.

Urszula Wójtowicz – doktorantka UJ

rozmawiala Krystyna Romanowska



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group