autor: massagewarsaw » 2017-08-14, 22:00
Rak - dwa i pół razy wyższe ryzyko śmierci u leczonych medycyną alternatywną
Zwolennicy medycyny alternatywnej nieodmiennie głoszą, że ta jest skuteczną metodą leczenia bardzo wielu (jeśli nie wszystkich) chorób, w tym nowotworowych. Chemioterapia, radioterapia, immunoterapia czy operacje chirurgiczne mają być według wierzących w „naturalne” metody bezefektywną pomocą, natomiast amigdalina, sok z noni, witamina C czy olej z wątroby rekina – wręcz przeciwnie. Jaka jest prawda? Opublikowana niedawno praca naukowa opisuje fachowe badania na ten temat.
Ponieważ istnieją dane o tym, jaka jest skuteczność leczenia i przeżywalność pacjentów otrzymujących określone rodzaje terapii, naukowcy mogli przeprowadzić statystyczne analizy porównawcze i pokazać, jakie były losy osób stosujących medycynę opartą na dowodach, jak i tych opierających się na medycynie alternatywnej.
Do badania zebrano publikacje z 10 lat i znaleziono 280 pacjentów, którzy według dokumentacji medycznej stosowali wyłącznie leczenie alternatywne. W grupie porównawczej było 560 osób stosujących terapie o skuteczności popartej badaniami naukowymi.
Po przemieleniu danych odpowiednimi testami statystycznymi, pokazującymi to czego nieopracowane w ten sposób informacje nie są w stanie ukazać, wykryto że ryzyko śmierci w grupie zwolenników medycyny alternatywnej było aż dwa i pół razy większe. Jak przedstawiały się dane w odniesieniu do konkretnych nowotworów? W przypadku raka piersi śmiertelność wśród leczących się alternatywnie była prawie sześć razy wyższa; nowotworów jelita grubego cztery i pół razy wyższa; raka płuc dwa razy wyższa.
Jedynie u pacjentów z rakiem prostaty nie zauważono istotnych różnic, choć wynikało to najprawdopodobniej nie z tego, że nie ma rozbieżności między medycyną opartą na dowodach, a tą niekonwencjonalną, lecz ze średnio pięcioletniego okresu obserwacji – czas przeżycia chorych z rakiem prostaty jest często dłuższy i zapewne dlatego dysproporcja w śmiertelności nie została ujawniona. Nie znaczy to, że jej nie ma.
Co ciekawe, podano także dane socjologiczne pacjentów. Ci, którzy oddawali się w ramiona szarlatanów byli zwykle lepiej wykształceni, mieli lepsze zarobki, bardziej zaawansowane stadium choroby, rzadziej chorowali na schorzenia współwystępujące, częściej byli to pacjenci z rakiem piersi i na ogół byli młodsi od tych wybierających medycynę opartą na dowodach.
Skąd więc mogą się brać przypadki osób, które twierdzą że stosowały medycynę alternatywną i udało im się wyjść z choroby? Przede wszystkim bardzo dużo ludzi wierzących w pseudomedyczne terapie stosuje jednocześnie medycynę akademicką. W związku z tym ta ostatnia pozwala im wyzdrowieć, a wyleczeni tłumaczą, że to magiczne metody znachorskie pozwoliły im dłużej cieszyć się życiem.
Jeśli mieliście kiedyś regularną styczność z pacjentami onkologicznymi, to na pewno wiecie, że niejednokrotnie modnymi tematami do rozmów są: lewoskrętna witamina C, amigdalina czy sok z noni. Oszuści, naciągacze i szarlatani często odbierają im jakże cenny czas i pieniądze na nieskuteczne, w najlepszym wypadku neutralne dla zdrowia, a często po prostu szkodliwe, metody pseudomedyczne.
Można oczywiście przyczepić się do takich badań, w końcu oznaczenie w dokumentacji medycznej, że pacjent stosował terapię alternatywną mogą za każdym razem oznaczać co innego, ale nie mamy lepszych danych, a na czymś musimy się opierać.
Poza tym myślę, że nie różna skuteczność terapii powinna być główną obserwacją, a dalej wnioskiem płynącym z tych badań, lecz fakt, że pacjenci wykorzystywani przez szarlatanów umierają częściej, bo po prostu nie otrzymują leczenia. Pseudometyczne, alternatywne, „naturalne” terapie nie mogą być nazywane leczeniem i dla mnie to jest najważniejszą konkluzją z tych badań.
z totylkoteoria.pl
Rak - dwa i pół razy wyższe ryzyko śmierci u leczonych medycyną alternatywną
Zwolennicy medycyny alternatywnej nieodmiennie głoszą, że ta jest skuteczną metodą leczenia bardzo wielu (jeśli nie wszystkich) chorób, w tym nowotworowych. Chemioterapia, radioterapia, immunoterapia czy operacje chirurgiczne mają być według wierzących w „naturalne” metody bezefektywną pomocą, natomiast amigdalina, sok z noni, witamina C czy olej z wątroby rekina – wręcz przeciwnie. Jaka jest prawda? Opublikowana niedawno praca naukowa opisuje fachowe badania na ten temat.
Ponieważ istnieją dane o tym, jaka jest skuteczność leczenia i przeżywalność pacjentów otrzymujących określone rodzaje terapii, naukowcy mogli przeprowadzić statystyczne analizy porównawcze i pokazać, jakie były losy osób stosujących medycynę opartą na dowodach, jak i tych opierających się na medycynie alternatywnej.
Do badania zebrano publikacje z 10 lat i znaleziono 280 pacjentów, którzy według dokumentacji medycznej stosowali wyłącznie leczenie alternatywne. W grupie porównawczej było 560 osób stosujących terapie o skuteczności popartej badaniami naukowymi.
Po przemieleniu danych odpowiednimi testami statystycznymi, pokazującymi to czego nieopracowane w ten sposób informacje nie są w stanie ukazać, wykryto że ryzyko śmierci w grupie zwolenników medycyny alternatywnej było aż dwa i pół razy większe. Jak przedstawiały się dane w odniesieniu do konkretnych nowotworów? W przypadku raka piersi śmiertelność wśród leczących się alternatywnie była prawie sześć razy wyższa; nowotworów jelita grubego cztery i pół razy wyższa; raka płuc dwa razy wyższa.
Jedynie u pacjentów z rakiem prostaty nie zauważono istotnych różnic, choć wynikało to najprawdopodobniej nie z tego, że nie ma rozbieżności między medycyną opartą na dowodach, a tą niekonwencjonalną, lecz ze średnio pięcioletniego okresu obserwacji – czas przeżycia chorych z rakiem prostaty jest często dłuższy i zapewne dlatego dysproporcja w śmiertelności nie została ujawniona. Nie znaczy to, że jej nie ma.
Co ciekawe, podano także dane socjologiczne pacjentów. Ci, którzy oddawali się w ramiona szarlatanów byli zwykle lepiej wykształceni, mieli lepsze zarobki, bardziej zaawansowane stadium choroby, rzadziej chorowali na schorzenia współwystępujące, częściej byli to pacjenci z rakiem piersi i na ogół byli młodsi od tych wybierających medycynę opartą na dowodach.
Skąd więc mogą się brać przypadki osób, które twierdzą że stosowały medycynę alternatywną i udało im się wyjść z choroby? Przede wszystkim bardzo dużo ludzi wierzących w pseudomedyczne terapie stosuje jednocześnie medycynę akademicką. W związku z tym ta ostatnia pozwala im wyzdrowieć, a wyleczeni tłumaczą, że to magiczne metody znachorskie pozwoliły im dłużej cieszyć się życiem.
Jeśli mieliście kiedyś regularną styczność z pacjentami onkologicznymi, to na pewno wiecie, że niejednokrotnie modnymi tematami do rozmów są: lewoskrętna witamina C, amigdalina czy sok z noni. Oszuści, naciągacze i szarlatani często odbierają im jakże cenny czas i pieniądze na nieskuteczne, w najlepszym wypadku neutralne dla zdrowia, a często po prostu szkodliwe, metody pseudomedyczne.
Można oczywiście przyczepić się do takich badań, w końcu oznaczenie w dokumentacji medycznej, że pacjent stosował terapię alternatywną mogą za każdym razem oznaczać co innego, ale nie mamy lepszych danych, a na czymś musimy się opierać.
Poza tym myślę, że nie różna skuteczność terapii powinna być główną obserwacją, a dalej wnioskiem płynącym z tych badań, lecz fakt, że pacjenci wykorzystywani przez szarlatanów umierają częściej, bo po prostu nie otrzymują leczenia. Pseudometyczne, alternatywne, „naturalne” terapie nie mogą być nazywane leczeniem i dla mnie to jest najważniejszą konkluzją z tych badań.
z totylkoteoria.pl