Masaż informacje ogólne - Dylematy masażysty
fizjo - 2013-11-28, 18:33 Temat postu: Dylematy masażysty Źródło: http://anatomiazycia.pl
Atykuł, w którym opisywałam przeciwwskazania do masażu klasycznego trafił na jedno z największych forów dla specjalistów z tej dziedziny. Nie spodziewałam się, że wywoła on, aż taką dyskusję. Czuję, że kilka kwestii wymaga wyjaśnienia, rozjaśnienia i dopowiedzenia. Jeśli jesteście ciekawi całej dyskusji to znajdziecie ją tutaj: http://forum.e-masaz.pl/v...?p=19581#19581. Część z tego to jest gdybanie, ale myślę, że każdy masażysta tudzież rehabilitant powinien poświęcić chwilę na wgryzienie się w temat. Być może pomoże mu w znalezieniu granic. Ja tutaj postaram się całość streścić i przede wszystkim wyjaśnić swoje zdanie. Dlatego proszę się nie zdziwić, jeśli tekst będzie miał charakter subiektywny. Mam nadzieję, że choć częściowo uda mi się wyjaśnić skąd biorą się różnice w tym temacie.
Dobry masażysta = wiedza + doświadczenie + zdrowy rozsądek
Wszystko oczywiście dobrane w odpowiednich proporcjach. W zasadzie zamiast „dobry masażysta” mogła bym równie dobrze napisać „dobry fizjoterapeuta”, bo i jeden i drugi ma kontakt z pacjentem oraz staje przed podobnymi dylematami. Co jeśli nie ma skierowania? Kiedy masaż jest alternatywną formą rehabilitacji? Co zrobić, jeśli widzimy u pacjenta przeciwwskazanie? Co z pseudoleczniczymi masażami w SPA? Co jeśli przychodzi z kolanem, a przeciwwskazanie jest w okolicy obręczy barkowej? No i co z nowotworem? Masować czy nie masować? Tak naprawdę na żadne z tych pytań, ani na wiele innych, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Każdy pacjent jest inny i ma inne potrzeby.
Wiedza. Już pisałam na blogu o trudnej sytuacji fizjoterapeutów. Z masażystami nie jest wiele lepiej. Nie ma odpowiednich regulacji prawnych i w zasadzie każdy, nawet po zaledwie kilkugodzinnym kursie, jest w stanie otworzyć własny gabinet. Ja uczyłam się masażu dwa lata i jestem na ostatnim roku fizjoterapii. Samo nauczenie się anatomii i fizjologii człowieka, a co za tym idzie zrozumienia tego co się dzieje w ciele podczas zabiegów to wiele godzin ciężkiej pracy. A gdzie nauka o jednostkach chorobowych? Gdzie czas na zdobywanie bezcennego doświadczenia? Gdzie zgłębianie tajników fizjoterapii? Tych wszystkich prądów, świateł i innych cudów? Niestety to nie jest tak, że naciśniemy guzik i maszyna robi resztę za fizjoterapeutę.
Z drugiej strony są pacjenci. W swoim krótkim życiu poznałam już kilkoro takich, którzy koniecznie chcieli wszystkim udowodnić, że oni są najlepszymi specjalistami. Oni wiedzieli lepiej jak mają być leczeni. Na stole do masażu chcieli kwiczeć z bólu, albo prosili o tak duże natężenie prądu, że chyba tylko zdrowy rozsądek fizjoterapeuty uratował ich od poparzeń. Tłumaczenie było proste. Im większe natężenie prądu, tym szybciej poczuje się lepiej. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że to nie tak działa.
To my powinniśmy być głosem rozsądku, który mniej lub bardziej dobitnie wytłumaczy dlaczego jest tak, a nie inaczej. Rozumiem, że nie można powiedzieć pacjentowi nie, bo nie. Mimo wszystko pacjent swój rozum ma i jest całkiem spora szansa, że jeśli mu wytłumaczymy, że dla jego dobra może warto skorzystać z innej formy terapii to on to zrozumie. Tym bardziej, jeśli będziemy potrafili mu doradzić. Pacjent oczekuje od nas fachowej pomocy, ale to wcale nie oznacza działania na siłę.
Podkreślenia wymaga fakt, że przeciwwskazania należy podzielić na względne ( typu gorszy dzień, miesiączka, blizna czy złamanie kości ) i bezwzględne ( nowotwór, większość chorób w fazie ostrej, stany zapalne ).
Doświadczenie. Jestem w takim momencie swojego życia, w którym bardzo często wspominam początek swojej drogi jako fizjoterapeuty. Pamiętam długie godziny, które spędzałam na ćwiczeniach z masażu, pierwsze praktyki oraz brutalne zderzenie z rzeczywistością. Czym innym było masowanie kolegów z roku, a czym innym stanięcie twarzą w twarz z pacjentem. Znajomych z roku znałam praktycznie na pamięć. Co tydzień śmialiśmy, że ktoś znowu ma przykurcz lub ból w tym samym miejscu. Ale pacjent? Jego trzeba było poznać od nowa. Zero rutyny.
Teraz, z perspektywy czasu, widzę różnice w swoim zachowaniu. W zasadzie im dalej w las, tym pewniej się czuje. Mam na swoim koncie coraz więcej wiedzy i coraz więcej przeprowadzonych terapii. Już powoli zaczynam nabierać swojego własnego stylu i własnych przekonań. Dzięki temu, gdy przyjdzie do mnie pacjent to nie traktuje go książkowo, a indywidualnie. Przykładowo do terapii z udarowcami chętnie wprowadzam grę w kości lub naukę rysowania w chwili, gdy tylko zaczynają odzyskiwać kontrolę nad porażoną dłonią. Jednak zanim do tego doszłam potrzebowałam właśnie doświadczenia, kontaktu z pacjentem i innymi specjalistami, z którymi mogłam po prostu podyskutować. Szanuję ich za cierpliwość i zaufanie.
Zdrowy rozsądek. Ludzkie ciało można porównać do galaktyki. To niebywały cud, że wszystko działa i funkcjonuje. Im bardziej poznaje ludzkie ciało, tym większy jest mój zachwyt. Mając taki ogrom wiedzy mam też świadomość jak łatwo zachwiać równowagę. Wiem też, że nieprawidłowo przeprowadzona terapia może po prostu zaszkodzić. Dlatego pamiętam o przeciwwskazaniach ogólnych, ale również przeciwwskazaniach, które się pojawiają przy danej terapii. Na przykład przy osteoporozie nie zastosuje ćwiczeń z dużym obciążeniem. Poszukam innej drogi. Być może temu konkretnemu pacjentowi będą służyć ćwiczenia izometryczne? Albo ćwiczenia ogólnousprawniające o średnim natężeniu? A może w ogóle trzeba go najpierw „rozruszać” i dopiero po tygodniu lub dwóch będzie można przeprowadzić właściwą terapię?
Wywiad, wywiad i jeszcze raz wywiad. W trakcie trwania naszej praktyki szybko zrozumiemy, że inaczej potraktujemy naszą babcię, a inaczej młodszą siostrę, choć obie złamały tą samą nogę w tym samym czasie. Powinniśmy też zwracać uwagę na potrzeby pacjenta. Okey, zgadzam się, że z astmatyka nie zrobimy maratończyka, ale złamana noga nie jest żadną przeszkodą do wzmacniania mięśni rąk i tułowia, ćwiczeń kontralateralnych czy wspomnianej już wcześniej izometrii.
Dlatego podkreślę jeszcze raz – tak samo masażysta, jak i fizjoterapeuta musi się wykazać zdrowym rozsądkiem, który powinien być ostatecznym mediatorem między wiedzą, najnowszymi badaniami, a doświadczeniem.
Przychodzi pacjent do masażysty….
Załóżmy, że ma skierowanie, ale my widzimy, że nie powinniśmy wykonać danego zabiegu. Stajemy przed wyborem: odesłać pacjenta do lekarza po zmianę zabiegów? Odmówić? A może pomiziać licząc, że od pogłaskania to chyba nikt jeszcze nie umarł?
Przede wszystkim nie ma co popadać w paranoje. Każdy pacjent jest inny i ma inne potrzebny. Jak słusznie zauważono masaż stóp nie wiele ma wspólnego z masażem brzucha. Z drugiej strony bardzo często mówi się, że złe samopoczucie pacjenta jest wystarczającym powodem do zrezygnowania z zabiegu.
Owszem, można się w tym miejscu sprzeczać, że masaż jest też formą relaksu i terapii antydepresyjnej. W tym momencie znowu trzeba brać pod uwagę kilka różnych opcji. Przede wszystkim czy jesteśmy w SPA, gdzie obowiązują zasady filozofii holistycznej oraz czy mamy mnóstwo czasu, czy w przychodni, gdzie przeciętny masażysta ma około 20 minut wraz z rozebraniem i ubraniem się pacjenta? I w dodatku ma na zleceniu tylko jeden odcinek kręgosłupa co ni jak się ma do tego czego się uczył przez kilka ostatnich lach o ciągłości tkanek i kompleksowym podejściu do problemu?
Wróćmy do pacjenta
Zlecenie jest, przeciwwskazanie też jest. Załóżmy, że mamy do czynienia z nieleczonym nadciśnieniem. Wiemy, że zabieg może podnieść ciśnienie oraz zaszkodzić. Pytanie czy warto przeprowadzić delikatny masaż? Szczerze? Jakoś nie mam sumienia naciągać pacjenta na dodatkowe koszty tylko po to, aby go pomiziać. Tym bardziej, jeśli jest szansa, że inny zabieg może być dla niego bardziej odpowiedni i przynieść mu więcej korzyści. Temat rzeka, bo każdy pacjent jest inny. W tej sytuacji można ryzykować przeprowadzenie z równoczesną kontrolą stanu pacjenta i kilkuminutowym odpoczynkiem po masażu. Jednak czy nie lepiej zaproponować wizytę u lekarza, który pomoże ustabilizować nadciśnienie?
Mało tego, obawiam się, że gdybym stosowała takie zabiegi to prędzej czy później mogła bym zostać uznana za cudotwórczynię lub hochsztaplera, który zamiast leczyć to bogaci się na ludzkiej naiwności. Poza tym jak tu wyjaśnić ludziom, że na nich eksperymentowaliśmy? Głaskane pomoże, albo nie pomoże? Mam liczyć na efekt placebo?
Na czyją odpowiedzialność?
Są sytuacje, gdzie wykonanie zabiegu wiąże się ze sporym ryzykiem. I co teraz? Pacjent nalega. Na czyją odpowiedzialność mam go wykonać? Swoją? No chyba nie, bo to podlega świadomemu działaniu. Jeśli coś się stanie podczas lub po zabiegu to nie ma zmiłuj. To może na odpowiedzialność pacjenta? Oczywiście! Potem może śmiało się tłumaczyć, że nie był świadomy konsekwencji. Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że w tych wszystkich zawirowaniach prawnych podpisanie przez pacjenta jakiegoś świstka papieru niekoniecznie oznacza, że masażysta jest chroniony. Podobnie jest z odmówieniem przeprowadzenia zabiegu. Z punktu prawnego powinien być jakiś dowód, że takowy zabieg nie został przeprowadzony. Taka informacja powinna być umieszczona w karcie pacjenta. Niestety na żadnej z placówek państwowych nie spotkałam się z taką praktyką. Podpis na karcie i tyle. Cyferki muszą się zgadzać.
Ryzykować czy nie ryzykować?
Wiedząc już, że sytuacja w żadnym wypadku nie jest jednoznaczna, zadajmy sobie pytanie. Ryzykować czy nie ryzykować? Liczyć, że głaskanie przyniesie jakieś efekty? A może jednak skonsultować się z lekarzem lub kolegami po fachu i dopytać o inne formy terapii? Niby w tym wszystkim jest ważne dobro pacjenta, ale czy to nie my z naszym wykształceniem, doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem nie powinniśmy wiedzieć kiedy powiedzieć nie? Ryzykujemy nie tylko swoim nazwiskiem i reputacją, ale przede wszystkim zdrowiem pacjenta.
Jednak nie dajmy się zwariować. Człowiek nie krowa – zdanie może zmienić. Fizjoterapia czy masaż są jednymi z wielu dziedzin, w których człowiek uczy się całe życie. Dlatego nie mogę powiedzieć, że do końca życia nie będę rehabilitowała osób z nadciśnieniem, skoro już dziś wiadomo, że uregulowane nie jest żadnym przeciwwskazaniem. Być może to co nas ogranicza dzisiaj w przyszłości nie będzie miało żadnego znaczenia. Pozostaje mi tylko uważnie śledzić aktualne nurty oraz ciągłe dokształcanie i zdobywanie wiedzy.
Drodzy masażyści, Kochani fizjoterapeuci – błagam Was!
Pamiętajcie, że nie jesteśmy rzeźnikami. Za każdym pacjentem kryje się inny problem i inna historia.
Czasem trzeba dwa razy się zastanowić, a innym razem przyznać się do niewiedzy, braku kompetencji czy po prostu doświadczenia.
Źródło: http://anatomiazycia.pl
Bodyworker - 2013-12-17, 16:25
1. Ciekawe refleksje i artykuł.
2. Po ostatnich kilku spotkaniach na konferencjach, szkoleniach i prywatnie rozmawiając odnoszę wrażenie, iż istnieje "przepaść" pomiędzy osobami pracującymi na etatach i w ramach NFZ, a osobami w zupełnie prywatnym resorcie. Mam tu na myśli oficjalnie działające gabinety, a nie jakieś tam cichcem dorabianie po domach na pół gwizdka.
Przepaść ta dotyczy zarówno strony metodycznej zabiegów jak i zakresu wykonywanych usług. Każdy kto praktykuje lub praktykował w szpitalu, przychodni, a potem miał/ma prywatną praktykę, wie co mam na myśli. To są poniekąd 2 światy.
3. Cytuję:
"Owszem, można się w tym miejscu sprzeczać, że masaż jest też formą relaksu i terapii antydepresyjnej".
Tyle że tu się nie ma co spierać. A co do antydepresyjnej w sensie dosłownym, masażyści pracują w ramach współpracy czasem z psychoterapeutami klinicznymi i psychiatrami. Tak też biorąc na poważnie działka to wręcz trudniejsza niż niejeden masaż terapeutyczny w ortopedii czy reumatologii.
Jako ciekawostkę podam, iż pracując w specjalistycznej przychodni w latach bodaj: 1995-2002, w ramach Kas Chorych, nie mylić z NFZ, wykonywaliśmy zabiegi na zlecenie różnych specjalistów. Zdarzały się np. zlecenia od lekarza neurologa-psychiatry lub psychiatry na masaże "rozluźniające" tak to definiowano. Trudno uwierzyć ale relaksacja w sensie medycznym funkcjonowała inaczej niż obecnie w spa. To kolosalna różnica.
Jeśli się komuś pojawi w gabinecie lub w domowej praktyce osoba po silnej (lub w stanie) depresji, w sensie dosłownym to można wtedy dalej porozmawiać. Nie mam na myśli "depresyjnej pogody" ani masaży na cztery ręce, czy stemplami (aczkolwiek dla wielu bardzo potrzebnych, tyle że te ostatnie to raczej zabiegi na ciało). Ale relaksację, pracę z ciałem, jako część lub wstęp do terapii. Np dezaktywacji Trigger Point w obrębie barów, szyi, ramion czy okolicy mm. żwaczy.
Pamiętam pewną sytuację pana po chorobie nowotworowej, doleczonej i jego tekst jakby to było wczoraj:
- Panie wiem że to może dziwne ale to skierowanie od psychiatry, wie pan ja już jestem zmęczony tymi wszystkimi terapiami, zabiegami, zastrzykami, ja się chce po prostu trochę zrelaksować, odprężyć, to wszystko ... Rozumie pan to?
Tak rozumiałem i jako jedyny podjąłem się tego zabiegu.
Pamiętam także jak przyszła matka na zabiegi z córką. Poprosiła mnie na bok i wytłumaczyła całą sytuację. Córka (pacjentka) była po urazie, ale też w wyniku "próby gwałtu". Z uwagi na sytuację, pierwsze zabiegi były w obecności matki, opcjonalnie wykonywane poprzez ubranie. Zlecenie? Jedno od neurologa, drugie od psychiatry>
Pytanie dlaczego podjął się tego facet, a nie koleżanki masażystki, ani fizjo (wówczas magistrowie rehabilitacji) to proste bo pojęcia nie mili że istnieje świat poza klasykiem. Nie wspomnę o procedurach zabiegowych w takich sytuacjach.
Przy okazji proszę sobie wejść na strony znanego Touch Point Instytute badań dotyczących masażu pod kątem oddziaływań psychicznych, emocjonalnych jest tyleż co w kierunku stricte terapeutycznym, soma.
4. W poprzednim wątku była rzeczowa dyskusja, a nie gdybanie. Ale aby to zrozumieć potrzebne są pewne warunki:
A) Masaż klasyczny i wskazania do niego jak i przeciwwskazania nie są już żadną wyrocznią co do jednolitego myślenia o masażu. Ponieważ klasyk jest zaledwie jedną z metod stosowana w masażu leczniczym, bardzo ważną ale nie najważniejszą. Tak więc pojęcie masaż leczniczy nie jest synonimem masaż klasyczny. Jednak podstawowe przeciwwskazania dla masażu klasycznego są bardzo ważne dla innych metod, tyle że nie wszystkie.
B) Profesjonalny masaż profilaktyczno-relaksacyjny czy stosowany w odnowie psychosomatycznej jest tak samo ważny, trudny jak masaże terapeutyczne sensu stricte.
C) To co się dzieje w ramach zabiegów refundowanych już także nie jest podstawą do oceny rynku usług.
Zrozumiał to każdy kraj także w U.E. Zabiegi w ramach refundacji podstawowych zabiegów zdrowotnych niekoniecznie oznaczają to co się dzieje w przychodniach, szpitalach, klinikach. Poza tym nasz kraj de facto nie łoży na zabiegi o charakterze profilaktycznym, tym bardziej w celu refundacji masażu.
D) W Polsce za programy nauczania masażu biorą się paradoksalnie osoby które w szkołach zwłaszcza MSZ nie uczą.
Zresztą kuriozalnego egzaminu pisemnego i tylko opisowego także nie wymyślili dypl. masażyści.
Jak odpowiemy sobie na te powyższe pytania zrozumiemy co oznaczają dylematy dypl. masażystów. Doświadczenie-rozsądek-kompetencje owszem, ale i empatia, otwarty umysł, odpowiedzialność.
Powodzenia, pozdrawiam Piotr
|
|
|